3 czerwca 2018

"Taki młody chłopak i Marian?"

Dzień dobry! 
Pogoda rozpieszcza aż nazbyt, korzystając z chwili wolnego wybraliśmy się nad jezioro, na relaks”. Nie wiem czy Wy też tak macie, w każdym razie, gdy są takie upały czuję się fatalnie, okrutna migrena, wiotkie nogi, wszystko wiotkie. Zero chęci do czegokolwiek. By choć odrobinę pocelebrować ten czas, Miłość ma wyciągnęła z garażu Mustanga i pojechali my. 

Dzisiejszy post nie będzie jednak ani o Mustangu (bo nie mam na ten temat zielonego pojęcia, jest piękny, czerwony i jeździ i nie jest to żaden brak szacunku z mojej strony, ja naprawdę się nie znam) ani o jeziorze, ani innych kwiatkach i stokrotkach. Chcę się podzielić z Wami swoimi przemyśleniami (zdziwieni?) na temat relacji w związku, na temat kłótni, "sztuki" kompromisów. Jest to powszechnie znany temat, może i nawet nudny. W każdym razie będąc w związku, w którym wreszcie czuje się spełniona (pomimo wszelkich ekscesów jakie przeżyliśmy i pewnie jeszcze przeżyjemy), czuję się pewnie, by troszeczkę Wam o Nas opowiedzieć. I sprzedać patenty na to, jak sobie z mężczyznami radzić (tak, kochamy Was mimo to).
Zakochał się w kelnerce. Obsługując poprawiny czy też wesela, nigdy nie przykuwałam uwagi do gości w TYM sensie. Bardziej zależało mi na tym, żeby niczego nie brakowało na stole, który obsługiwałem niż to kto przy nim siedzi. Darian był na weselu kuzyna. To były już właściwie poprawiny. Obsługiwałam jego stolik. Podając obiad, przystawki itd. nawet nie zwróciłam uwagi na Niego. Nie było mi to w głowie akurat wtedy. Gdy podszedł do baru po piwo ze szwagrem. Wydał mi się bardzo nieśmiały, właściwie nic nie mówił. Przedstawiłam się, zapoznałam z nimi. Nie dosłyszałam jego imienia, usłyszałam „Marian”. Coś mi nie pasowało. „Taki młody chłopak i Marian?” - pomyślałam. 
Zwracałam się więc bezoosobowo. Impreza trwa dalej.. Gdy alkohol wbił już w krew, poprosił mnie do tańca raz. Potem drugi raz. Poprosił o numer. Wahałam się, wiedziałam, że jestem w pracy i takie rzeczy są negatywnie odbierane, nawet przez innych pracowników. Nie przyznałam sie więc na początku, nawet mojej bliskiej przyjaciółce, która pracowała tego dnia ze mną. Coś mnie tknęło i podałam ten numer. To też jest śmieszna historia. By nie przykuwać uwagi (byliśmy na środku parkietu), tańczyliśmy dalej.. Co obrót podczas tańca podawałam mu jedną cyfrę. Rozumiecie to? Każdy inny koleś jakby usłyszał taki pomysł. Dałby sobie spokój. Nie oszukujmy się, jestem specyficzną osobą, nie jeden (no dobra może dwóch) poległo w tej bitwie. On jednak walczył dalej. Poprosił o kolejny taniec. „Żono moja” - no pięknie. Ta w fartuchu, ten ledwo co stoi na nogach - a inni - „Oooo, będzie kolejne wesele”. Tym przemiłym akcentem zakończę opowieść o tym jak się poznaliśmy. Przemiłe wspomnienie.
No to związek. Dziś jesteśmy ze sobą 10 miesięcy. Wiele się zmieniło przez ten czas. Nabraliśmy dystansu do pewnych rzeczy (a przynajmniej ja nabrałam), przyzwyczailiśmy się do siebie (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu), cieszymy się wspólnie spędzanym czasem, dbamy o to by każdą wolną chwilę spędzać razem, celebrujemy to w każdy możliwy sposób, czasem leżakowaniem przed telewizorem z browarem, a czasem romantyczną kolacją. No różnie bywa. Pracuję z ludźmi, lubię ich analizować. Mój mężczyzna (i zakładam, „jak każdy z nich”) jest specyficzny. Człowiek bardzo inteligentny, niemalże rekin biznesu - natomiast tylko gdy chce. Bywają momenty, że waliza dziwnym trafem sama pakuje się z powrotem do mamy. Po kilku „k(Ł)ótniach” - biorę to już delikatnie na inteligencję. Każdy z nas ma prawo do błędu, każdy z nas ma prawo mieć gorszy dzień, czy też najzwyczajniej się nie wyspać.. Ale hola, hola, basta - to nie jest powód by psychicznie wykańczać tę (wówczas) „biedną drugą połówkę”. I teraz nawołuję do wszystkich, zarówno do Pań i Panów. Stop, niewolno. Człowieku, czepiając się ukochanej osoby bez powodu niszczysz zbudowaną między Wami relacje. Dumę, obrazy (te na cały świat) schowaj w kieszeń. Ja osobiście uważam Mojego za „psychopatę” w takich momentach. Autentycznie. Ilość momentów, podczas, których zdążyłam go znienawidzić podczas naszych wspólnych 10 miesięcy - niezliczona. Ja sama doskonale zdaję sobie sprawę z tego jaka jestem. Uważam, że każdy inteligentny człowiek powinien mieć tego świadomość. Skądś ta inteligentna wynikać musi. Podczas naszych „k(Ł)ótni” jest kilka standardowych etapów. Nasze sprzeczki są niczym rozprawy sądowe. Każda kłótnia zaczyna się od „postawienia zarzutu” przez stronę oskarżającą (zazwyczaj to oczywiście totalna głupota i wymysł, typu „nigdy nie wychodzisz z psem, tylko ja zmywam naczynia”). Potem następuje moment, gdy każda ze stron przestawia swoje racje na ten temat. W naszym przypadku to strona oskarżająca w pewnym momencie pojmuje, że jest na przegranej pozycji - rozpoczyna się wówczas „obracanie kota ogonem”, wyciąganie brudów, że tak powiem „sprzed lat” (a jako że lat za sobą nie mamy - sprostuję - sprzed kilku tygodni), o których strona oskarżona - możliwe - że już nawet nie pamięta. Ewentualnym uwieńczeniem kłótni jest prośba by „obrażony” (nieważne czy poległy czy też nie) uśmiechnął się do drugiego lub/i przytulił. Darian upomniał, bym nie stawiała jego po stronie oskarżającej. Słuchajcie, ma rację. Nie tylko on wywołuje sprzeczki, czy też zaczyna je, każdy ma swoje za uszami.
Z mojej strony zaczyna się to gdy mam gorszy dzień w pracy, wtedy zauważcie wyładowujemy swoją frustracje na osobach najbliższych, na tych, które znamy i na których (myślimy, że) możemy się wyżyć. Jestem jedną z tych, która uważa, że każdy ma wpływ na własne zachowanie (nawet gdy miota nami złość)  i każdy musi wziąć za to odpowiedzialność. I zdaje sobie z tego sprawę, dlatego gdy uświadomię sobie co zrobiłam - przepraszam za to (to też dla mojej dziwnej główki normalne u naturalne). Sama sobie zaprzeczam, wiem. 

Nie lubię siebie za to, gdy źle postępuję. Zawsze gnębią mnie wyrzuty sumienia i sądzę, że to należyte i wystarczające.

Dlatego Kochani, hamujemy bajerkę. Za każdym razem przemyślmy co mówimy, nie zarzucajmy innym tego czego nie jesteśmy pewni, o czym tak naprawdę nie mamy zielonego pojęcia. Moja przyjaciółka ostatnio gdy zapytałam ją o opinie na temat tego o czym piszę skwitowała mnie „Pojawiła się laska, która pisze o rzeczach oczywistych.” - ma rację. Natomiast nie dla każdego to jest oczywiste, prawda? Tak jak wielokrotnie napisałam w tym poście inteligencją człowieka jest zdać sobie w odpowiednim momencie z pewnych rzeczy sprawę. Czasem warto odpuścić, przyjąć sytuację na spokojnie. Nie lubię agresji, gardzę złością, stąd moje zamiłowanie do spokoju, komfortu myśli i równowagi psychicznej. Pracuję nad tym.

Jak jest u Was? Z czego wynikają kłótnie? Jak sobie z nimi radzicie? Szanujecie komfort myśli? Podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami.

Dzisiaj ściskam,
Klaudia

Brak komentarzy: