11 czerwca 2018

Pozytywne nastawienie owocuje komfortem myśli


...czy jakoś tak.

Dzień dobry!
Dziś nie będę komplementować (pięknej zresztą pogody), a podzielę się z Wami sposobami na możność uciechy (czy pociechy także) z prostych rzeczy. Tak jak wspominałam w (prze, prze, prze) poprzednim poście (tutaj) byłam smutas, gbur i ham i prostak też. Wzrost wiary w siebie zapoczątkował w mojej główce te "różowe kulary", co owocuje dziś niesamowitym komfortem psychicznym - co szczególnie w swoim życiu cenię.

Porażki. Jak i każdy z Was i ja je miewam, przeżywam i (chyba taka już jestem) toleruję. Każdy swój błąd staram się analizować, wyciągam wnioski i co sił w główce staram się, by tego nie powielić. Jestem z tych, którzy muszą sami się poznać zanim wyciągną wnioski, czy też zrozumieją pewne kwestie. Zawsze jest wyjście, słuchajcie, zawsze. Zawsze można coś poradzić, coś zrobić, żeby naprawić swoje "przewinienie". Tutaj taka ciekawa historia, z koleżanką z pracy mamy  taką, naszą, trzecią niezwykle omylną koleżankę, co się tylko sknoci - "To chyba koleżanka dzwoniła..", "Tak, wiem, koleżanka się pewnie pomyliła.". Oj biedna jest ta nasza koleżanka z Nami. W każdym razie - żadnej koleżanki nie ma - to nasz wytwór, którego pacjenci nienawidzą. Za to jaki skuteczny.. My, zachowując swój profesjonalizm, proponujemy inne - "lepsze" - rozwiązanie, czym naprawiamy błąd "koleżanki". Wszystko w dobrej wierze.

Uniesienia, powodzenia. Gdy wydarzy się coś dobrego, wreszcie zyskuję uwielbiany przeze mnie komfort psychiczny, w związku się układa - oj skrzydełka wyrastają, chce się dbać o dom, o wszystko dbać by Mojemu było (jeszcze) lepiej, szef pochwali - aż chce się pracować, by osiągać jeszcze lepsze wyniki, spotkanie z przyjaciółmi po długim czasie - chce się żyć, niekończące się rozmowy. Tak to działa. Celebrujcie to, co sprawia Wam najwięcej radości. Nie zawsze będzie różowo (choć i tego Wam naturalnie życzę).

Przyjaźnie. O me nieszczęście.. Rozrzuceni jesteśmy po kraju niczym.. Coś co (po prostu) rozrzucone być musi. Ja w Szczecinku, jeden w Poznaniu, drugi w Krakowie, trzeci w Darłowie.. Jeszcze inny poza granicami kraju. Oczywiście są także Ci cudowni, którzy mieszkają blisko - choć taki rzeczy stan i tak czasu brak by się spotkać (nad czym ubolewam niesamowicie), choć gdy tylko mogę, możemy - robimy to. Uwielbiam swoich przyjaciół. Cenię ich przede wszystkim za otwartość umysłu, piękno wyrozumiałości i umiejętność utrzymania więzi na odległość (banał, ale jakże istotny). Nie kontaktujemy się ze sobą na codzień, ciężko w to uwierzyć, są internety i inne bajery, ale pracując, zajmując się domem, trzymiesięcznym (prawie cztero-) Janem, spędzając czas z Moim, czasem ciężko wygospodarować czas na rozmowę przez telefon lub wiadomości na Facebooku. Mimo to, wiemy, jak ważni dla siebie jesteśmy, że zawsze możemy na siebie liczyć i cokolwiek by się nie działo zawsze tak będzie.

Rodzina. O rodzinie pisałam już tutaj, nie wiem cóż więcej mogłabym dodać. Cenię, uwielbiam, szanuję. Celebrujemy wspólnie spędzany czas, bo także mamy go mało. To co wyznaję - zawsze może przyjść ten moment, że będzie za późno na zadbanie o relacje między rodzeństwem, rodzicami.. Dlatego dbajmy dla samych siebie i nie "gdy trzeba". Szanujmy i kochajmy wszystkich, nie tylko tych, którzy robią dla Nas to czego oczekujemy - piękna mądrość Maji Sablewskiej, z któregoś jej programu. No, no.. Przechodząc do meritum.. 

Praca. W pracy musi być porządek. Każda czynność, każda moja dbałość o szczegóły, napawa mnie ogromną energią i chcę więcej. Różne są dni, różne bywają humory, ale mimo to czuję, że nawet na "recepszyn" pnę się wyżej i coraz więcej się uczę. Sama na to zapracowałam, tak samo jak i moi wspólpracownicy. Bywają sytuacje stresujące i to bardzo. Natłok obowiązków, za dużo obowiązków.. Dajemy radę. Myślę, że ludzie inteligentni bez problemu radzą sobie w takich sytuacjach. Spokój -> działanie -> satysfakcja.

Dom. Choć choć 26 metrów kwadratowych, to jednak szczęścia. Lubimy spędzać w nim czas, nawet leżąc, gdy niezależnie od siebie każdy z nosów jest w innej książce - to nasze. Radość sprawia nam ugotowanie dla drugiego, posprzątanie dla drugiego, by przyjemniej wchodziło mu się do domu. Po prostu.. Chyba takie już z Nas "cieniasy".

Miłość. Temat ciężki, ale jakże nurtujący. Ciągle badamy siebie, choć jesteśmy przystosowani do życia w swoim towarzystwie, wspólnego życia, bardzo dużo jeszcze przed nami, wierzę, że samego dobrego (oj, ja głupiutka).

Rzeczy wokół. Większość rzeczy, które mamy w mieszkaniu są "wynajęte". Aby nadać mieszkaniu charakteru, naszego charakteru, mamy wspólne zdjęcia (co bardzo lubię), osobiste przedmioty, kwiaty od mamy Emilki, szary czajnik od teściowej Beaty. Rzeczy te napawają, słuchajcie. Po tym widać, że to Nasze. Napawają pozytywną energią. Nasze książki, czasopisma. Magnesy z miejsc, w których razem byliśmy (co z tego, że dopiero są to magnesy z Ustronia i Ustki - ten już stłuczony przez Dariana, to jest nieważne). Pogryzione przez Jana ("wynajęte" drzwi). Lubimy to. To nas otacza. I choć chcemy już więcej, chcemy prawdziwego domu, na prawdziwej, własnej działce - ciężko będzie zatracić ten klimat "pierwszego mieszkania".

Myślę, że to wszystko, Kochani. Opisując te rzeczy, przedstawiam Wam siebie, to jaka jestem naprawdę. Ci, którzy mnie znają - wiedzą. Pozytywne nastawienie -> pozytywne myśli -> komfort myślenia, nawet w sytuacjach kryzysowych. To w sobie cenię. Darian czasem twierdzi, że "chciałbym być taki jak Ty, mieć wszystko w d*pie" (to nie to w żadnym wypadku, uczy się jeszcze ;)), spokój, wyrozumiałość. Tym "przemiłym" akcentem zakończę dzisiejszy wywód.

A jak jest z Wami? Jak wy radzicie sobie w sytuacjach kryzysowych? Ze stresem? Co sprawia, że zachowujecie komfort myśli?

Buziaki przesyłam,
Klaudia.

Brak komentarzy: