14 sierpnia 2018

Pamiątka z Urzędu Miasta - letni przepis na pasztet z cukinii

Dzień dobry Moi Mili, 
cieszę się, żeście się tu zjawili..

A tak na serio, dzisiejszy post będzie kulinarny, uuu, coś nowego, zbyt nowego, zbyt dziwnego jak na moje zdolności, upodobania i wszystko inne. Odbywając staż w Urzędzie Miasta nauczyłam się wielu przydatnych mi aktualnie rzeczy. Kontakt z ludźmi, współpraca z nimi, praca z osobami starszymi wiekowo od siebie, stałam się bardziej dojrzała, uwielbiam rozmawiać z ludźmi i potrafię szanować ich czas (szanując przy tym także i swój, rzecz jasna). Jak już wspominałam w poprzednich wpisach, praca tam ukształtowała mnie bardzo jako człowieka. Nigdy wcześniej jak się okazało nie umiałam poprawnie zaadresować koperty, nie wiedziałam jak ważna jest ewidencja jakichś tam dokumentów i, że dokumenty w segregatorze segreguje się chronologicznie według danej sprawy. Teraz jest to dla mnie oczywiste i banalne. Wy także możecie powiedzieć, jakże głupia byłam, że nie wiedziałam takich rzeczy. Wybaczcie mi Kochani, tego nie uczą na profilu humanistycznym w liceum. Choć staż nie trwał długo, poznałam wspaniałe osoby, które między innymi nauczyły mnie.. GOTOWAĆ


Bezcenne są rady koleżanki Maji na temat "kulebiaka", wciąż pamiętam cuda, cudawianki przyrządzane przez koleżankę Renię. Przytyłam w tym urzędzie, oj przytyłam. Przepisy jednak zostały w przepiśniku (jak na młodą gospochę przystało).




Przepis (patent wręcz) na pasztet z cukinii sprzedała mi Maja. Gdy przyniosła to cudo do pracy, oniemiałam. Nie wierzyłam, że w tym pysznym czymś nie ma mięsa, że tak łatwo i z tak prostych składników można przygotować ten przysmak. Przekąska banalnie prosta w przygotowaniu, idealna jak na moje zdolności i danie szybkie do przygotowania. Jako, że otrzymałam od pacjenta w przychodni 3 dorodne cukinie - Mama wpadła na pomysł cobym przygotowała pasztet. W ten oto magiczny sposób narodził się pomysł, narodziła się myśl by napisać o tym post, bo i czemu nie? Dziękuję Mamo za pomysł na kolejny wpis. Jesteś nieoceniona. 


U nas w domu Kochani, jemy to z kanapkami, raczej formuła tegoż pasztetu jest na tyle rozlazła i mało spójna, że ciężko byłoby jeść to jako potrawę, trzeba byłoby zmodyfikować przepis, a póki co na to nie miałam weny.



SKŁADNIKI:
  • 3 szklanki odciśniętej startej cukinii
  • 2 szklanki bułki tartej lub otrębów pszennych
  • 200 g sera żółtego
  • 1/4 szklanki oleju
  • cebula
  • 3 żółtka
  • 2 białka ubite na pianę
  • 2 ząbki czosnku
  • opcjonalnie: natka pietruszki lub lubczyk, 200 g pieczarek, sól, pieprz 
    - co kto lubi, krótko mówiąc
  • suszone pomidory
  • oliwki (ja używam zielonych)


Wszystkie składniki (wybierając te według własnych upodobań i ulubieńców smakowych) trzemy, kroimy, wyciskamy (co z czym zrobić trzeba), mieszamy w jednej miseczce, by składniki się połączyły w spójną masę (czy masa może być spójna? chyba nawet musi). Następnie przekładamy do "keksówek" (ja używam także papieru do pieczenia, łatwiej jest potem wyjąć pasztet z "keksówki" i wygodniej przechowywać w lodówce) i pieczemy na termoobiegu, w 180 stopniach przez godzinę. Gotowe!

Czyż nie ma prostszego przepisu? Nie wspominając już o niesamowitym smaku tegoż pasztetu, idealne rozwiązanie dla osób, którym znudziły się kanapki z szynką i pomidorem.

Co sądzicie o przepisie? Wypróbowaliście? Dajcie mi koniecznie znać, zapraszam Was także na mój instagram, gdzie znajdziecie jeszcze więcej pomysłów na pozytywny sposób bycia, więcej Jasia i mnie też.. Tymczasem żegnam się z Wami tym przemiłym akcentem i życzę powodzenia w stawianiu czoła progom (w jakiej piosence to było?) i przede wszystkim SMACZNEGO. :)

Tulę, Klaudia.

Brak komentarzy: