8 sierpnia 2018

Wsi z siebie nie wyrzucę

Dzień dobry Kochani! 
Jak się macie? Odpoczywacie na piaszczystej, lazurowej plaży w Mielnie? A może opalacie się na słonecznej solario-Majorce? Oczywiście żartuję. Kończąc szkołę, decydując się na pracę („chcę sama zarabiać”, „chcę nauczyć się życia”) liczyłam się z tym, że już nigdy więcej nie będę miała wakacji - ale przechodząc do meritum.. W dzisiejszym poście poznacie moją wewnętrzną wieś. Moje ukochane miejsce. Moja oaza spokoju. Azyl. Cząstka świata, w której czuję się bezpiecznie, gdzie pragnę się zestarzeć i miejsce, którego pragnę dla swojej rodziny i moich (kiedyś..) dzieci. Dlaczego kocham wieś? Czy chciałabym tam zamieszkać? Dlaczego uciekam z miasta? Zapraszam dalej.
Wychowałam się na wsi. Od urodzenia na niej żyłam, mieszkałam i funkcjonowałam (da się). Dopiero w 2016, gdy miałam prawie 18 lat za pasem rodzice zadecydowali o przeprowadzce. Byłam bardzo szczęśliwa, wówczas życie na wsi nie usłane było różami, to też niesamowicie ekscytowała mnie myśl o nowym pokoju, możliwości jego urządzenia. Piękna perspektywa, myślałam. Tak faktycznie było, gdy już znormalniałam poznałam wspaniałych ludzi, zaczęłam czuć się w Bobolicach jak pączek w maśle. Coś pięknego. Gdy przeprowadziłam się do Szczecinka, początkowo podobała mi się ta perspektywa, że nie mam tam żadnych znajomych, poza znajomościami w pracy, mogłam w pełni się jej poświecić i życiu codziennemu. Z czasem okrutnie mi to zbrzydło. Zaczęłam gardzić miastem. Zaczęło mi przeszkadzać to, jak wredna jest Pani w Żabce, jak prostaccy mogą być starsi ludzie, „schorowani”, „rozkoszni”, „starsi” ludzie.. Moja prababcia przeżyła 91 lat, kochana babcia Kasia, zawsze uśmiechnięta, sama chodziła na zakupy na miasto, sama chodziła do kościoła, na spotkania z koleżankami (1,5 km Kochani), jeździła sama na cmentarz autobusem do wsi 12 km odległej od Bobolic. Pamiętam ciągle moment, gdy jadłyśmy razem borówki w ogrodzie i rozmawiałyśmy o „chłopach”, „A ten Twój chłop dobry jest dla Ciebie?”. Pamiętam takie rzeczy. Troszeczkę mnie już poznaliście, wiecie, że pod tą twardą skorupą jest lawa, której nic nie wyziębi (tak, znam to), miękka kluska, sentymentalność poziom max, wrażliwość potępiana i wszystko inne co liryczne. Oczywiście znów świruję, ale tak, jestem bardzo sentymentalna. Pamiętam babcię, pamiętam dzieciństwo, pamiętam wszystko co szczęśliwe i nieszczęśliwe także. Najcenniejszym dorobkiem człowieka, nawet takiej Klaudii, są doświadczenia (choć mało, to jednak, halo mam 20 lat), przeżycia, wartości przekazywane z pokolenia na pokolenie.
W każdym razie.. Nie pamiętam za to, żeby babcia na cokolwiek narzekała. Na cokolwiek - jeśli chodzi o jej stan zdrowia. Pomimo jej wieku. To było piękne. Przeżyła tyle lat, tyle pięknych lat, „porysował czas ramiona”. Miło jest wspominać takie osoby. Ale my o tragiźmie miasta.. Kocham dzieci, kocham zwierzęta, ale gromady dzieciaków pod blokiem, krzyki, przekleństwa, wyzwiska na placu zabaw na blokowisku - to też się do tego przyczyniło. Mieszkanie w blokowisku, na czwartym piętrze, na „moich 26 m2 szczęścia” strasznie mnie zmęczyło. Zaczął mi przeszkadzać wszechobecny w tym mieszkaniu brak miejsca, brak miejsca w kuchni, na jednym blacie ukiś ogórki, ugotuj jedzenie dla psa i zrób kompot. (Dałam radę.) Tym bardziej ładuj wymęczona po pracy, co z tego, że po 8 godzinach (to wystarcza by czuć się jak zmięte, brudne skarpetki).

Pojawiło się marzenie. Pojawiła się myśl. Wymarzyłam sobie by wyremontować mój rodzinny dom, w którym mieszkałam (szczęśliwe) 18 lat. Tchnąć w niego swoją radość życia, skorzystać z dziedzictwa rodzinnego. Mój dziadek osadził się tam w 1983 r. Właśnie mi tu ciocia Jadwiga z mamą Emilką podpowiadają, że otrzymał ten dom w prezencie od swojej babci Stasi (dla mnie pra-prababcia), więc mogę  powiedzieć, że dom ten jest w naszej rodzinie ponad 100 lat, od wielu pokoleń. Czyż to nie piękne? Ja jestem oczarowana. Moja babcia w kredensie ma piękne kryształy, w których trzyma swoją biżuterię. Po cóż budować, kupować dom gdzie indziej? Skoro mój dom stoi pusty, i niezagospodarowany w 100%, choć serce mi pęka z tego powodu, na chwilę obecną nie mam wystarczającej ilości środków, by te życie zacząć tychać. W każdym razie jak ostatnio powiedział mój przyjaciel Kamil - "Jak cudownie jest wydawać pieniądze w głowie." - to coś dokładnie na tej zasadzie. Poszycie dachowe, elewacja, płytki do kuchni, płytki do łazienki.. Mam 20 lat, jestem osobą bardzo trzeźwo myślącą i wiem, że potrzeba czasu, ogromu cierpliwości, jeszcze nieco więcej możliwości niż mam teraz i moja chatka na kurzych łapkach stanie piękna z niebieskimi drzwiami jak malowana. 

Niektórzy mi się dziwią. Uważają, że nie jestem osobą, która nadaje się na wieś. Że powinnam ciągnąć do perspektyw, równać do silniejszych. Ale po co? Czyż nie silnym jest człowiek szczęśliwy? W tym momencie uważam, że nie mam perspektyw, więc.. Wieś jest dla mnie idealna. Oczywiście żartuję. Jestem ok. Na wsi odpoczywam, to taka moja mała, wewnętrzna cząstka spokoju. Choć słońce mi szkodzi - na wsi je kocham. Choć owady przeszkadzają - na wsi ich nie dostrzegam. Odpoczynek psychiczny jaki zapewnia mi cisza wszechobecna na wsi jest wręcz bezcenny. Uwielbiam długie spacery po polach, kocham kwiaty polne, kocham kwiaty ogrodowe. Sama chciałabym mieć własny ogród, może i własny warzywniak. Kto wie.. Albo..  Naoglądałam się Uli Pedantuli i wariuję. Kolejny ważny element tej układanki - tam się wychowałam. Tam się urodziłam. To tam nigdy nie złamałam nogi, ani innej kończyny, ani innej kości i to właśnie tam (jak to na dzieciaki ze wsi przystało) - wypuszczone same sobie na podwórko broiliśmy na sianie, ganialiśmy za krowami. Takie było moje dzieciństwo. Nie tęsknie za tym, bez przesady, mam 20 lat, ale wspominam zawsze z uśmiechem. Szczęśliwe, pełne miłości, mniej zainteresowania ze strony dorosłych - ale szczęśliwe. (Mamo, żartuję.) Uważam, że wiele dał mi też fakt, że mam młodsze rodzeństwo. Zdecydowanie zahartowało mnie to na życie, jestem gotowa stawić czoła trudom.. (Mamo, teraz też żartuję.) Ukształtowało mnie to, potrafię być odpowiedzialna, potrafię poczuć odpowiedzialność za swoje słowa i czyny. Nie zawsze było łatwo. Nie jesteśmy idealni. Kochamy się jednak, i gdzieś tam w głębi ze względu na naszą wzajemną miłość i oddanie mamy do siebie odrobinę cierpliwości. O relacjach z rodziną pisałam w tym poście. 

A wy, co sądzicie o wsi? Czy jednak preferujecie miacho? Gdzie spędziliście dzieciństwo? Podzielcie się tym ze mną koniecznie.


Przesyłam buziaki, i serdeczności. Wierzę, że spędzacie swoje wakacje wyjątkowo. 

Klaudia

Brak komentarzy: